Piraci z czarnym piaskiem pod stopami



Wybrzeże Saint Vincent to skalne klify, schodzące wprost do morza zbocza gór porośnięte dżunglą i piaszczyste zatoki. Większość plaż jest w ciemnym kolorze wulkanicznych popiołów. Naprawdę piasek jest tu grafitowy, a czasami idealnie czarny! :) 

nie zawsze rajskie wieści



Lasy deszczowe Saint Vincent i dżunglowe otoczenie oraz klimat spowodowały u mnie całkowite oderwanie się od karaibskiego tempa i ożywienia.
Nawet zdecydowanie mniej zaglądałem do netbooka, zamiast tego mogłem siedzieć godzinami wpatrując się ze wzgórza w ścianę puszczy i bezkresny ocean lub wykorzystać każdą chwilę na spędzenie czasu z nowymi przyjaciółmi z całego świata.
Widok z tego wzgórza, opowieść o niesamowitej akademii do której trafiłem, urokliwe miejsca Saint Vincent - to wszystko chciałem przenieść do Internetu dla Was zaraz po powrocie na Barbados.

Bujna i tropikalna Saint Vincent


Dzień podróży na Saint Vincent był po brzegi wypełniony niespodziankami. 
Już podczas porannej odprawy bagażowej na barbadoskim lotnisku okazało się, że nie mogę wylecieć z Barbadosu nie mając powrotnego biletu, ponieważ nie dostanę wizy Saint Vincent i Grenadyn.
Kilka minut potrwało podjęcie decyzji którego dnia chcę wracać i znalezienie z obsługą linii lotniczych tańszego biletu. I już tutaj kolejna niespodzianka – odwrotnie niż się spodziewałem – bilet na lotnisku był tańszy od tego kupowanego przez Internet więc ostatecznie zyskałem trochę dolarów.

Lot na Saint Vincent z Barbadosu trwa około 40 minut, w tym kilkanaście minut krążenia nad docelową wyspą i lądowanie na lotnisku zaczynającym się kilka metrów od oceanu :)

Od razu po wylądowaniu widziałem ogromne różnice między obiema wyspami. Tutaj część lotniska dla przylatujących to jedno pomieszczenie, w którym jest miejsce na stanowisko wizowe i kolejkę do niego, odbiór i sprawdzenie bagażu i stanowisko z informacją turystyczną.


Barbados: on board



Czas napisać trochę o moim codziennym transporcie. Jest o czym mówić ;)Możecie podróżować po wyspie taksówkami, jednak ta opcja z oczywistych względów odpada. Jeden kurs to minimum kilkanaście, a zazwyczaj kilkadziesiąt dolarów amerykańskich. 

 Ale do wyboru pozostają jeszcze miejskie autobusy, busy albo prywatne minibusy. W nich płaci się 1US$ lub 2B$ (dolary barbadoskie) bez względu na ilość przystanków.


Wszystkie miejskie autobusy mają niebieskie nadwozie z żółtymi pasami. Kursuje ponad 16 linii, zazwyczaj w około półgodzinnych odstępach, w dalszych rejonach wyspy – przynajmniej co 2 godziny.


Barbados: prawdziwy



Obejrzałem mnóstwo zdjęć z Barbadosu przed wyjazdem i wszystkie były jednoznaczne. Nawet po wylądowaniu, aż kilka samolotów na lotnisku wskazywało na dużą ilość turystów zmierzających do raju. I Wy też tak na pewno myślicie :)
Pierwsze skojarzenie: lazurowy ocean, błękit nieba i kolorowe drewniane łodzie.

z Barbadosu


Wyobraźcie sobie, że lecicie w dalekie miejsce, mając ograniczony budżet.
Na wyspę, o której mowa że to jedna z najdroższych wysp na Karaibach. Podczas ponad ośmiogodzinnego lotu pytacie nawet osobę, która siedzi obok, czy to jej pierwsza podróż w tym kierunku, a ona odpowiada że mieszka tam i po kolejnej wymianie zdań jest bardzo zdziwiona, że nie macie zarezerwowanego noclegu.

Wysiadacie z samolotu, bucha w Was ciężkie tropikalne powietrze, przez co natychmiast czujecie zmęczenie, a Wy nie jesteście pewni dokąd pójść z bagażem na plecach po wyjściu z lotniska. Zmieniacie spontanicznie zdanie, że jednak nie udajecie się do miasta tylko do miejsca wskazanego w przewodniku jako tańsze od pozostałych. Omijacie taksówkarzy oferujących transport za 20$ i udajecie się na przystanek autobusowy, gdzie płacicie 1$. W autobusie nie ma ani jednego turysty, ale jest uprzejmy kierowca, który mówi Wam po kwadransie, że jesteście już na przystanku, na którym chcieliście wysiąść.
Mijacie kolejne hotele, w których ceny są kilkukrotnie za duże na Wasze możliwości, tracicie wiarę i poczucie sensu by iść dalej. Po raz ostatni pytacie jednego z mijających Was tubylców o możliwie najtańszy guesthouse a on wskazuje drogę. Docieracie i są pokoje na Wasz budżet. Jest nawet prąd więc czujecie po raz kolejny ulgę bo można naładować telefon i netbook. Czasami jest też internet.
W ten sposób mijają największe obawy ostatnich dni. Wychodzicie rozejrzeć się po okolicy. Wszyscy się do Was uśmiechają i witają. Siadacie w małej knajpce, gdzie dostajecie zupę dnia i nieważne z czego jest zrobiona, bo po 2 dniach jecie coś ciepłego i smacznego. Jest też świeży sok z ananasów. I gra muzyka :)
Kobieta ze stolika obok widząc aparat podpytuje, czy lubicie robić zdjęcia. Przysiadacie się.
Student z Polski i nauczycielka matematyki z Pensylwanii opowiadają sobie w jaki sposób samotnie dotarli na wyspę. Dla niego to pierwszy dzień na wyspie, dla niej przedostatni i dzieli się z Wami spostrzeżeniami. Głównym jest, że okolica jest bezpieczna i przyjazna.
Przed zachodem słońca zdążyliście jeszcze sprawdzić, że woda w oceanie jest przeźroczysta.

Jestem na Barbadosie! :)

PS. Jedna z wielu niespodzianek dzisiejszego dnia.
Zrozumiałem, dlaczego porządniejsze przewodniki zwracają uwagę na to że w autobusie na Barbadosie trzeba mieć odliczoną kwotę.
Kasa u kierowcy działa na zasadzie częściowo przeszklonej skarbonki:) Wrzucacie monety lub banknot, kierowca patrzy przez szybkę ile wrzuciliście i poruszając dźwignią powoduje że pieniądze spadają niżej do potężnej puszki gdzie już ich nie widać :)