Pierwszy przystanek w podróży – Colombo – wita nas tłumem, kurzem, ogromną
ilością samochodów, autobusów, tuk-tuków, budkami z jedzeniem ulicznym którego
wygląd jednak pozbawia odwagi ale i na szczęście straganami z owocami.
Wielka hala dworca kolejowego także pełna ludzi.
Decydujemy zmienić
trochę wcześniejsze plany i udać się trochę dalej na południe. Nie zatrzymujemy
się na noc w stolicy bo przecież jeszcze tu wrócimy, omijamy też wcześniej
zaplanowane małe mieścinki zaraz pod Colombo. Czekają większe atrakcje, a
dzięki temu postanowieniu oszczędzamy jeden dzień.
Kupujemy bilety do Galle. Koszt za osobę 180 Rupii, czyli niewiele ponad 4
złote (odległość około 120 kilometrów) więc zaczynamy odczuwać znaczne różnice
w realiach cenowych!
Droga zajmuje 2 godziny, ponad połowę tego czasu na stojąco, ale z radością, że
jedziemy bo wsiąść nie było łatwo. Podróż ułatwiają warczące wentylatory
zamontowane w szeregu pod sufitem wagonu. Choć chyba nie ułatwiają a umożliwiają bo jest niemiłosiernie gorąco!
Pociąg jedzie czasami kilka metrów od oceanu a czasami przez zielone lasy i
zagajniki pełne m.in. palm kokosowych ale też bardzo prymitywnych zabudowań i
domów. Wielokrotnie domostwo od torów oddziela wyłącznie sznurek z praniem.
Galle okazuje się podobnie jak Colombo tłocznym i trochę szarym miejscem – czuję
zrezygnowanie. Brakuje mi po całej podróży spokoju i odpoczynku.
Ale do czasu.
To jedno z największych miast na Sri Lance. Wyjątkowe ponieważ mieści się tutaj
fort wybudowany w XVI wieku przez Portugalczyków i zmieniony w XVII wieku przez
Holendrów, którzy skonstruowali nowe mury obronne.
Poza fortem toczy się hałaśliwe miejskie życie, mieści się dworzec kolejowy,
autobusowy, porty, sklepy. Wszystko jest po brzegi wypełnione tłumem. Dzielnie
opędzamy się od ofert rikszarzy. Bagaże nie są lekkie ale do guesthouse’ów nie
jest daleko.
Mijamy grube na kilka metrów mury.
Wchodzimy jakby do innego świata!
Wewnątrz fortu panuje spokój i cisza.
Atmosfera jest leniwa.
Czasami mija nas ktoś na rowerze, jeden z mężczyzn oferuje nocleg ale
udajemy się dalej bo mapka w przewodniku donosi że miejsc do spania jest tu
sporo.
Uliczki stają się coraz węższe, towarzyszy nam kolonialna zabudowa.