z podróżnego dziennika, listopad 2008
lotnisko w dżungli
Po wylądowaniu jesteśmy w
najdalej na południe wysuniętym skrawku Kolumbii, na granicy z Brazylią i Peru.
Chcemy przedostać się do Brazylii, gdzie na brzegu Amazonki będzie czekać łódź,
którą popłyniemy dalej, w głąb dżungli.
Przewodnik
przerywa próbę ogarnięcia wzrokiem egzotycznego widoku roślinności, palm, mieszkańców i mówi żeby pakować bagaże do
taksówek.
Tylko gdzie te
taksówki, które miały już na nas czekać?
Na odpowiedź
długo nie trzeba czekać. Tubylcy zabierają się za pakowanie rzeczy do rozsypujących się samochodów przed którymi stoimy!
Na miniaturowej
tabliczce na dachu jednego z samochodów widnieje napis „TAXI”. Moje zdziwienie miesza
się z niedowierzaniem…
Wsiadam do
środka. Zamykam drzwi i mam wrażenie, że lusterko zaraz odpadnie. Wewnątrz jest
jeszcze bardziej ekstremalnie! Wyobrażacie sobie podróż samochodem, w którym
spod deski rozdzielczej wystają pourywane przewody?!
Ale zaskoczenie ustępuje
szybko miejsca ciekawości jak będzie wyglądał ciąg dalszy naszej podróży. Przecież
w najgorszym przypadku nasza Taxi Colombia zatrzyma się na środku drogi :)
Wszystko ledwie
się trzyma, ale szybko ruszyliśmy i w tumanach kurzu, piaszczystą drogą
zmierzamy na przystań. Taksówki załadowane kompletem osób i bagażami jednak
dają sobie świetnie radę :)
Na przystani czekają miejscowi przewodnicy i łódź.
Amazonka w tym
miejscu jest bardzo rozległa – ma ponad kilometr szerokości. Przy 100 km szerokości przy
ujściu to jednak drobnostka.
Od rezerwatu i
drewnianego schroniska w dżungli dzieli nas kilka godzin. Jest popołudnie.
Słońce, mimo że coraz niżej nad horyzontem, grzeje niemiłosiernie i powoduje,
że wszystko mieni się złotym kolorem. W miarę upływu czasu mijamy coraz mniej
rybaków, a roślinność na brzegu jest bardziej bujna, gęstsza.
Wkrótce szybko
zapadnie zmrok, do schroniska dopłyniemy nocą.
Ta noc okaże
się, jak wszystko tutaj, całkiem inna od naszych.